Zostań w domu, nawet jak ci smutno.
Chyba wszyscy mamy już trochę dość powtarzającego się ciągle tematu koronawirusa. Zwłaszcza, że od wielu tygodni jesteśmy ciągle zalewani informacjami przez media. Dochodzą do tego statusy w mediach społecznościowych, a nawet szkodliwe łańcuszki przesyłane w wiadomościach prywatnych. Jak nie zwariować? Specjaliście mówią wprost: śledź sprawdzone źródła i nie bombarduj się wiadomościami o chorobie.
Z jednej strony mamy więc dość tematu, z drugiej załamuje jak wielu ludzi przyjmuje lekceważącą postawę, bo przecież „hej, na coś trzeba umrzeć”. Opada mi wtedy wszystko, bo od 3 tygodni nie jeżdżę do mojej babci (ponad 80 lat), żeby przypadkiem nie zarazić jej czymś, co mogły mi sprzedać dziewczynki ze szkoły lub przedszkola.
Nie będę wam tu jednak pisała o covid-19, a o emocjach. Bo emocje w tej chwili mogą być bardzo trudne.
Pominę to, że dla wielu wyzwaniem może być siedzenie w domu całą rodziną – dla nas akurat nie, bo zazwyczaj czas spędzamy razem plus będąc z natury domatorką i introwertyczką mam jednak pewną przyjemność z tego stanu. Oczywiścia, ta przyjemność to jedynie szukanie, troszkę na siłę, plusów w tej całej niefajnej sytuacji.
Wiele z was miało zaplanowane wyjazdy. Pisała do mnie dziewczyna, która wybierała się na koncert Dawida Podsiadło – koncert przełożono, ale następny termin nie leży w zasięgu jej możliwości. Pisały do mnie dziewczyny, które miały zaplanowane pierwsze od wielu lat urlopy, na które skrupulatnie oszczędzały. Moi rodzice mieli dziś jechać pociągiem do Krakowa na romantyczny weekend we dwoje. Zostali, ale zapłaconych rezerwacji nie dało się anulować.
I wiecie co? To normalne, że możecie czuć smutek, możecie czuć złość i żal a jeśli czegoś się nauczyłam na terapii, to tego by nie tłumić w sobie emocji. Dopiero gdy na nie sobie pozwolimy, będzie mógł się rozpocząć proces leczenia.
Bardzo bym nie chciała, żebyście odebrali ten wpis jako narzekania białej, znudzonej życiem kobiety z jakąś nowomodną depresją, gdy na świecie umierają ludzie. Mam za to nadzieję, że zachęci was ten wpis do przeżycia towarzyszących wam emocji, a nie zagłuszania ich wyjściem z dziećmi do galerii, żeby kupić lody na pocieszenie.
W poniedziałek byłam na zmianę wściekła i smutna. Chociaż smutna to zbyt delikatne słowo – po prostu zanosiłam się łzami. Zdałam sobie sprawę, że musiałby się wydarzyć cud byśmy mogli polecieć do Londynu na Hamiltona na początku kwietnia. Wymarzony wyjazd. O Wielkiej Brytanii marzyłam odkąd skończyłam 13 lat, o zobaczeniu Hamiltona na żywo od 2016. Wszystko kupione. Pieniądze wydane – dla mnie nie małe. Ktoś może powiedzieć, że to snobizm i jaki ja mam problem, że sobie do teatru nie pójdę. Tylko, że właśnie dlatego zrezygnowaliśmy z kilku mniejszych wyjazdów, odpuściliśmy tanie loty tu czy tam (chociaż kusiło np. na moje urodziny), bo ten Hamilton to było nasze marzenie.
W tym momencie wiem, że nie polecimy i jestem z tym pogodzona. Oczywiście, jest to gorzkie uczucie wynikające z rozsądku. Liczę tylko na to, że Wielka Brytania się ocknie i zamknie teatry, dzięki czemu będę mogła liczyć na zwrot pieniędzy (odwołano już występy na Broadwayu więc jest taka szansa).
Taki emocjonalny koktajl nie jest fajny. Z jednej strony twój umysł mówi ci, że to rozsądne. Musimy teraz współpracować i powstrzymać rozprzestrzenianie się wirusa. Z drugiej strony czuję zwyczajne rozczarowanie, że coś na co tyle lat czekałam przejdzie mi koło nosa. Wchodzi więc na scenę poczucie winy, bo przecież ludzie mają większe problemy i społeczeństwo musi sobie radzić teraz z istoniejszymi sprawami niż jakieś tam marzenie. Jakby tego było mało do imprezy dołączaja moje depresyjne obciążenie, irracjonalne lęki i traumy poświadkowskie tworząc żałosną kombinację: „moje życie jest do dupy, wszyscy sobie latają po świecie i jeżdżą na urlopy a tylko ciebie spotyka taka kara od świata, idź się połóż w rowie”.
Yyy, tak 🙂 To jest żałosne i irracjonalnie, ale tak bywa gdy ster przejmuje depresja. Dziś gdy już sobie to przepracowałam, to aż wstyd mi o tym pisać ale skoro wczoraj tylko wspomnięcie o tym pozwoliło wam się poczuć trochę lepiej, bo nie jesteście sami ze swoim smutkiem, to jestem gotowa przeżyć to upokorzenie 😉
Nie zapomnijcie też pogadać z dzieciakami. Może miały iść na imprezę urodzinową w ciągu najbliższych tygodni. Może przepadnie im fajna wycieczka szkolna. My jesteśmy dorośli, niby wiemy dlaczego to się dzieje, ale trudno nam opanować emocje. Dla dzieciaków jest to jeszcze trudniejsze. Tłumaczmy co się dzieje i dlaczego zostajemy w domu.
I nie musicie wcale mieć depresji, żeby było wam smutno, że wam przepadł zaplanowany urlop. Macie prawo do tych emocji. Przeżyjcie ten smutek, przepracujcie go ale siedźcie w domach.