Ciągle powtarzana lekcja

Published by Sara on

Od jakiegoś czasu moja starsza córka co wieczór siada przy ćwiczeniach z tabliczki mnożenia. Nie robi może tego z wielkim entuzjazmem, ale też specjalnie nie marudzi. Te kilka zadań zajmuje jej góra 10 minut a już zaczęła widzieć postępy. Tak się złożyło, że mnożenie „nie weszło” jej do głowy machinalnie. Nie sprawdziła się też metoda, którą przed laty przyjęłam ja – jako ośmiolatka po prostu wykułam tabliczkę na pamięć. Przyznam się, że trochę się cieszę, że nie poszło jej to tak prosto, bo mam nadzieję, że lekcja zatytułowana „nad pewnymi rzeczami trzeba pracować” zostanie z nią na dłużej.

Jestem starsza od mojej córki o 20 lat i niby dobrze wiem, że pewne rzeczy trzeba regularnie powtarzać. Jak chociażby to, że nie każdy będzie cię lubił i to jest najzupełniej ok. Przerabiam to sama ze sobą. Przerabiam na terapii i przerabiam czytając książki, artykuły i słuchając ludzi mądrzejszych ode mnie. I niby wiem, ale jednak od czasu do czasu o tym zapominam.

Miniony weekend spędziliśmy w Warszawie, gdzie mieliśmy okazję spotkać się z Justyną, która zaprosiła nas do rozmowy w swoim podcaście ( całość możecie posłuchać tutaj ). Dzisiaj rano weszłam w sekcję komentarzy i trochę mi nastrój opadł, a to dlatego, że dwóm osobom się nie spodobaliśmy. Rozumiecie? Na ileś tysięcy osób dwie napisały, że się nie znamy i jesteśmy sztucznie milutcy, a ja dostałam minusowy nastrójnik na kilka godzin (kto wyłapał nawiązanie do The Sims? 🙂 ).

I tu bardzo bym nie chciała wpaść w te marudzące rejony, w których domagam się pocieszania, bo to nie jest wpis o tym. Jak już wspomniałam wcześniej, temat mam zaliczony i jedynie od czasu do czasu zapominam jak brzmiał wzór na to równanie: z wszystkich osób, które wiedzą o naszym istnieniu, jakiś procent będzie nas nie lubił. Jaki to procent? Nie wiem. Muszę sobiejednak przypominać, że przez nasze działania w internecie zna nas więcej osób i siłą rzeczy więcej osób irytuje widok naszych mordek lub nasze poglądy. Taka tam naturalna kolej rzeczy.

Ten wpis jest refleksją. Refleksją jak łatwo przychodzi nam ulegać negatywnym opiniom. Ignorujemy pozytywne głosy od osób, które znamy, które cenimy, które znają nas osobiście i zakładam, że powiedzą nam prosto w oczy, gdy zrobimy coś nie tak. No, przynajmniej ja mam takich przyjaciół, przez co czasem chcę im przegryźć tętniczki ale po czasie umiem przyznać im rację. Dlaczego zamykamy uszy na te wszystkie pozytywne głosy i wyłapujemy jedynie tę negatywną częstotliwość? Dlaczego tak ranią nas komentarze, które z reguły padają od osób, które nawet nie mają odwagi podpisać się własnym imieniem czy zdjęciem, a jednak doskonale wiedzą jacy naprawdę jesteśmy i nie boją się nam mówić tego prosto w oczy?

To jest ciekawe, bo przecież w tym świecie poza internetem na pewno zdarzyło nam się kogoś obgadać. Nie twierdzę, że to jest dobre i godne pochwały. Nie chcę tu jednak robić z siebie kryształowej osoby a przypuszczam, że i wam zdarzało się niepotrzebnie coś o kimś chlapnąć. Ostatecznie, nie tylko my irytujemy – równowaga musi być i na pewno są osoby, które irytują nas 😉 Zakładam jednak, że gdyby osoba C przyłapała osoby A i B o niej rozmawiających w niekoniecznie pozytywnym kontekście, ktoś tu się przynajmniej mocno zaczerwieni. Tymczasem w internecie tego nie ma. Nie tylko nie boimy się tego, że ktoś nas być może podsłucha. Wchodzimy z butami do internetowych mieszkań, czyli profili w mediach społecznościowych i nie mamy problemu, by komuś pisać, że jest głupi, gruby, że nie mówi wyraźnie „r”, że ma brwi od szklanki odrysowane, że się nie zna, bo kiedyś się przejęzyczył, że jest żałosny i marny.

Trochę to smutne, że internet uczynił nas „odważnym” w taki niefajny sposób. Polecam ostatni vlog Arleny Witt w tym temacie. I tak sobie myślę, że akurat w tej kwestii nigdy nie będzie za mało powtórek. Mi też się kiedyś zdarzyło napisać niefajny komentarz, o który mnie nikt nie prosił. Mam nadzieję, że uda mi się ten stan niewypowiadania się w niemiły sposób o innych utrzymać, a nawet wejść na wyższy poziom – zapanować nad niefajnymi myślami. Tu trzeba jednak najpierw zrobić porządek ze sobą, a nad tym dopiero pracuję.

Categories: Lifestyle

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
14 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
14
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x