No i znowu zwycięstwo. I znowy nie my. Podsumowanie 2019.
Bardzo lubię wszelkiego rodzaju zestawienia i podsumowania. Zaspokaja to jakąś moją dziwną potrzebę, która każdego ranka każe mi przesuwać okienka w kalendarzu i wykreślać minione dni. Z prawdziwą przyjemnością patrzę, co się działo u moich znajomych. Czytam też artykuły pełne list najlepszych seriali, najdziwniejsznych porażek czy najczęściej wyszukiwanych haseł w Google.
Sama też robię swoje podsumowanie chociaż nie łudzę się, żeby ktoś przeczytał je z taką ciekawością z jaką ja klikam inne artykuły. To zestawienie jest dla mnie. By spojrzeć z dystansu na to, co się działo, co było fajne, a co poszło nie tak. I wiecie co? Z perspektywy czasu okazuje się, że lepiej pamiętamy te dobre chwile.

To był rok rodziny. Naszego cztereosobowego rdzenia a także reszty bliskich nam osób. Dziewczynki nam urosły zaliczając po drodze kolejne urodziny, a my tym samym zyskaliśmy trochę swobody. Chociaż nadal zdarzają się niedospane nocki, bo Leosia musi się przytulać do mamy. Trochę smutno, że już nie będę mamą malutkiego dziecka, ale obserwowanie jak moje córki się rozwiją też przynosi mnóstwo satysfakcji.
Nadal mogę napisać, że mam wyjątkowo fajną rodzinę i wszelkie spotkania urodzinowo-świąteczne nie są udręką, a przyjemnością. Nadal też mamy nadzieję, że kiedyś odzyskamy tych, którzy zdecydowali się zerwać z nami relację. Z drugiej strony mamy już spokój w sercach: rozumiemy, że jest to wyjątkowy konflikt interesów i być może aktualne status quo jest najlepsze.

Poznaliśmy kilka ciekawych osób. Spotykaliśmy się z przyjaciółmi, chociaż bywało to trudne – niestety odległość i różne style życia nieraz stanowiły przeszkodę, ale ostatecznie udawało nam się spotkać w połowie drogi. Czasem dosłownie!

Podróżowaliśmy. Nie tak dużo, jak byśmy chcieli – z kilku rzeczy musieliśmy zrezygnować przez ogromne zawodowe stresy pod koniec lata. Cud, że nie osiwiałam, bo poważnie podejrzewałam, że skróciłam sobie życie o kilka miesięcy przez to napięcie. Udało nam się jednak wielokrotnie zawitać do Łodzi, kilka razy odwiedziliśmy stolicę, dwa razy Wrocław, raz Kraków. Do tego po raz pierwszy zobaczyliśmy Karkonosze i mieliśmy naprawdę mega wakacje w Chorwacji.



W 2019 czytałam książki, oglądałam filmy i seriale. Grałam na Playstation i patrzyłam jak Edwin gra (tak, to jest osobny rodzaj rozrywki – zwłaszcza Horizon wyróżnia się fabularnie). Prowadziłam dyskusje przez internet i uczyłam się od influencerek tego, jak być bardziej lesswaste, jak to jest być feministką, jak polubić swoje ciało i nie przejmować się idiotami.

Po wakacjach wzięliśmy ostry zakręt i zupełnie spontanicznie nagraliśmy pierwszy odcinek na YouTube. Prawie sześć miesięcy później kończymy rok z ponad 12 000 subskrypcji (jesienią założyłam, że będę zadowolona z 4000). Dla niektórych to pewnie śmieszne, ale dla mnie (biorąc pod uwagę, że to tylko dodatkowe zajęcie, o którym nie mamy pojęcia) to jest coś. I jestem z siebie i Edwina dumna. I czasem płaczę, ale już nie przez hejterów na szczęście – wzruszam się, gdy widzowie dzielą się swoimi historiami, złoszczę gdy chcę im pomóc, ale wiem, że jedyne co mogę zaoferować to słowa wsparcie. I cieszy mnie ogromnie, gdy dostaję powiadomienia o kolejnych osobach, które uwolniły się z tej grupy.

Jesienią postanowiłam sobie, że znajdę psychoterapeutę na rok 2020. Dzięki kilku zbiegom okoliczności i Edwinowi trafiłam do mojej psychoterapeutki już w tym roku i zdecydowanie uważam to za najlepszą decyzję 2019. Poukładałam sobie w głowie już wiele rzeczy, ale to jak bardzo otwiera mnie terapia, jak sprawia, że rozumiem siebie i okdrywam swój potencjał – brak słów. I cieszy mnie ogromnie to, gdy piszecie do mnie, że też się zdecydowaliście na ten krok!

Ten rok był zdecydowanie słaby pod względem naszego zdrowia. Najpierw ja trafiłam do szpitala, później Edwinowi wyszło pewne świństwo i w tej chwili męczą go różne skutki uboczne leczenia. Jakoś sobie jednak radzimy z nadzieją, że wszystko będzie dobrze. I stąd też tytuł tego wpisu, bo mało brakowało i nigdy by nie powstał. Chyba troszkę o to chodzi w tym podsumowaniach. Data jest umowna, wiadomo, ale kiedyś trzeba usiąść i spojrzeć refleksyjnie na miniony czas i na to, że nawet jak czasem jest źle, to wciąż żyjemy i jeszcze wiele dobrego może się wydarzyć.
Pysie! Życzę wam, żeby w 2020 było jak najwięcej tych dobrych chwil.