Moja misja: Życie po odejściu od Świadków Jehowy

Published by Sara on

Ostatnio regularnie wracam do pewnego tematu i jak twierdzi moja psychiatra, to całkiem normalna reakcja. Jakby nie było, specjaliści porównują odejście od Świadków Jehowy do przeżywania żałoby, a ja przecież odeszłam zaledwie cztery miesiące temu. Jednak bardzo często, gdy piszę coś nowego na blogu lub wspominam o czymś na Instagramie pada pytanie: jak ci tak dobrze, po odejściu od świadków, to dlaczego wracasz do tematu, żyj swoim życiem. No cóż, właśnie to robię 🙂

Pytają z reguły dwie grupy osób: świadkowie, którzy jakimś cudem do mnie trafili oraz osoby, które odeszły z tej organizacji. W obu przypadkach nie bardzo rozumiem, jaki jest sens tego pytania. Obecni członkowie organizacji w żadnym wypadku nie powinni wchodzić na moją stronę, nawet w trybie incognito. Co do ex świadków, cóż, trochę czasu zajęło mi zrozumienie, że jednak nie jesteśmy już społecznością – to, że łączy nas jedna rzecz (kiedyś należeliśmy do tej samej grupy religijnej), nie znaczy, że teraz mamy takie samo spojrzenie na życie. W swoim czasie nawet sobie trochę popłakałam w kąciku, bo nie wszystkim spodobała się moja twarz. Cóż, teraz wreszcie wiem, że przecież nie musi.

Dlaczego więc wciąż piszę o świadkach Jehowy?

Bo o to prosicie. Tak, tak…To wasza wina, niecnoty! To wy mnie pytacie o różne rzeczy i w pewien sposób zmuszacie do reaserchu, bo sama już o wielu sprawach zapomniałam. A jak mi piszecie, że zaczęliście myśleć i zadawać jakieś ciekawe pytania na studium, które jest z wami prowadzone…No czuję moc, radość i szczęście! Dla was warto było to wszystko przeżyć!

Bo to rodzaj terapii. Zawsze traktowałam pisanie jako sposób na radzenie sobie z trudnymi emocjami. Kiedyś po prostu nie mogłam o wszystkim pisać, bo jeszcze zgorszyłby się ktoś ze zboru, albo jakiemuś bratu nie spodobałaby się spódniczka, którą pokazałam na Instagramie. Jeszcze biedny by się podniecił i byłabym winna jego grzesznych myśli. A teraz mogę przeżywać różne wydarzenia i okazje oraz związane z tym emocje. Większość doświadczam po raz pierwszy w życiu. Zrozumcie dziewczynę, no!

Bo to moja misja!

Dlaczego niektóre osoby po wyjściu z nałogu angażują się w pomoc innym uzależnionym? Dlaczego chodzą na grupy wsparcia, opowiadają swoje historie? Wiem z własnego doświadczenia, jak się czuje człowiek zagubiony we własnej tożsamości. Gdy o swoich najskrytszych myślach może powiedzieć tylko jakimś obcym ludziom z internetu. Sama kiedyś byłam w podobnej sytuacji. Odkrycie, że są osoby, które myślą tak jak, są na takim samym etapie, albo już się uwolniły dało mi niesamowicie dużo siły. Zwłaszcza, że jakiś rok temu planowałam pozostać nieczynna jak najdłużej się da. Nieczynny świadek, to osoba, która nie składa sprawozdania z głoszenia przez minimum pół roku. Często chodzi na zebrania nieregularnie albo wcale i nie angażuje się w życie społeczności. Teoretycznie, może żyć po swojemu, bo nie jest na radarze. Taki też był początkowo mój plan. Stwierdziłam jednak, że nie chcę fundować moim dzieciom traumy, gdy będę im tłumaczyć, że temu wujkowi nie możecie mówić o swoich urodzinach, bo mamusia by miała problemy…Odeszłam więc oficjalnie.

Wbrew pozorom nie siedzę godzinami zastanawiając się, co tam słychać u świadków. Wręcz przeciwnie, tak jak wcześniej wspomniałam, to często wy mi podsuwacie jakiś temat. Serio, żyję swoim życiem, zajmuję się dziećmi, rozmawiam z mężem, pracuję… I taki właśnie jest mój cel: pokazać, że osoby, które odeszły lub zostały wykluczone nie są złem wcielonym.

Ciocia, której nie znałam

Pamiętam, jak po raz pierwszy miałam spotkać się z ciocią, której nigdy nie miałam okazji poznać. Pierwsze kilka minut czułam się trochę niepewnie. W końcu lata indoktrynacji robią swoje. Może jednak ma te siedem demonów? Musiało minąć kilka chwil nim nabrałam swobody. Podobne wrażenie mieliśmy po rozmowach z osobami z rodziny mojego męża, które również opuściły organizację: na początku niepewność i obawa z naszej strony oraz lekki dyskomfort wywołany podświadomym poczuciem winy. Na szczęście szybko okazało się, że nasi odzyskani bliscy są rewelacyjni.

No i teraz poproszę was o użycie wyobraźni. Wyobraźcie sobie takiego świadka, któremu wmawia się, że z osobą wykluczoną nie może się witać, nie może się spotkać na obiedzie. Wykluczony ojciec nie zostanie zaproszony na ślub córki. Babcia nie pozna wnuczka. To jest aż do takiego stopnia, że jedna influencerka, którą podejrzewałam o bycie świadkiem, zwyczajnie mnie zablokowała. Ok, jej prawo – ja też zablokowałam kilku podrywaczy z Turcji i osoby, które z fałszych kont pisały mi, że zginę w Armagedonie. Kwestia jest jednak taka, że obserwowałam ją od wielu lat, bo lubiłam jej zdjęcia i teksty, a do niej samej nie pisałam nic na temat religii. A jednak w jakiś sposób zostałam uznana za zagrożenie. Dobrze, że przede wszystkim skupiam się na swojej pracy, bo co biedna by zrobiła jakbyśmy się spotkały na konferencji blogerskiej?

Świadkowie Jehowy oglądają moje stories – wiem, że to robią, sprawdziłam! Widzą, jak sobie gadam. Jak w weekend jadę na wodę. Patrzą, jak obchodzę urodziny. Zobaczą moją choinkę. Jednocześnie może gdzieś do nich dociera, że nie wyrosły mi rogi, że w sumie to nie leżę zapita gdzieś pod mostem, że z mężem mi się dobrze układa. I jak tak sobie pomyślą, że może ci, którzy odważyli się opuścić organizację nie są tacy źli, to może, ale tylko może, odpiszą na sms od wykluczonej przyjaciółki? Może spotkają się na kawę i będę rozmawiać normalnie jak dawniej, i ta która jest świadkiem nie będzie unikać wzroku drugiej i swoją mową ciała dawać do zrozumienia, że chce jak najszybciej przerwać spotkanie. Może niektóre rodziny znów odzyskają normalne relacje, takie jakie powinny być? Taka jest moja misja, moje marzenie.

I od razu wam napiszę, że nie mam sprecyzowanego planu na to, jak wiele tematów zamierzam poruszyć na blogu. Na pewno nie widzę siebie jako wielkiej aktywistki, która za 5 lat wciąż stara się przekonać świadków, że odstępcy nie są złem wcielonym. Póki jednak mam siłę, ochotę, a wy będziecie dostarczać mi inspiracji, póty będę wstawiać „jwpoland” – niechaj widzą!


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
48 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
48
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x