Czy dieta roślinna ma wady?
Podobno osoby, które zmieniają swój sposób żywienia nie robią nic innego, tylko wmawiają innym, że to najlepsze, co można zrobić dla swojego zdrowia. Bezglutenowcy straszą śmiercią tych, którzy bewstydnie zjadają bułę na śniadanie, a dla wegan dzień bez głoszenia innym zasad swojej nowej religii jest dniem straconym. Oczywiście, troszkę tu przesadzam, ale pewnie zdarzyło wam się spotkać takich jedzeniowych świrów, według których ich sposób żywienia jest najlepszy, najzdrowszy i będą żyli 300 lat, a u ciebie za rok stwierdzą raka, bo pijesz kawę.
W naszej rodzinie od blisko 12 miesięcy jesteśmy blisko związani z dietą roślinną – specjalnie nie używam określenia „weganizm”, bo ideologiczni weganie by mnie zlinczowali za tą pizzę z serem raz w miesiącu, więc dla spokoju mojego i innych pozostańmy przy tej diecie roślinnej. Oczywiście, jesteśmy zachwyceni, ale zamiast wypisywać tu listę zalet takiego sposobu żywienia, pomyślałam, że przekornie zwrócę uwagę na wady. Bo chociaż drobne i w sumie niezbyt przeszkadzające, to jednak są.
Dieta roślinna wymaga wiedzy i planowania
Obejrzałam kiedyś wideo od zagranicznego youtubera. Młody chłopak rzucił sobie wyzwanie i postanowił na tydzień odstawić produkty odzwierzęce. Był tylko jeden problem – nie miał pojecia o diecie wegańskiej/roślinnej. W dodatku do tej pory żywił się głównie fast foodem. Myślał, że na diecie roślinnej poczuje się lepiej, a tu przyszedł ból głowy, złe samopoczucie i…głód. Bo skoro zazwyczaj na obiad jadł pizzę, to teraz nie bardzo miał gdzie znaleźć alternatywę…Musiało minąć trochę czasu, które yputuber poświęcił na zdobywanie wiedzy, a także na przestawienie się na gotowanie w domu, by ostatecznie okazało się, że dieta roślinna całkiem mu pasuje.
Nam samym przestawienie się na dietę roślinną zajęło dobre pół roku. Najpierw wyeliminowaliśmy mięso. Kiedyś mój mąż nie wyobrażał sobie obiadu bez niego, a dziś odrzuca go sam zapach. Chociaż z tym mięsem też stawaliśmy powolne kroczki: wegeteriański obiad dwa razy w tygodniu, potem trzy razy, aż okazało się, że nie czujemy ochoty i potrzeby na jedzenie mięsa.
Ważne jest też planowanie jadłospisu i uwzględnianie w nim źródeł roślinny białek. Na początku wydaje się to bardzo trudne, ale potem okaże się, że uwielbiasz ciecierzycę a kotlety z soczewicy są przepyszne i nawet mięsożercy będą się zajadać.
Imprezy są wyzwaniem
Taka sytuacja: jesteś już jakiś czas na diecie roślinnej, gdy dostajesz zaproszenie na wesele/imieniny cioci/domówkę, cokolwiek. Z jednej strony nie chcesz robić gospodarzom kłopotu, a z drugiej wiesz, że masz marne szanse na dostanie tego, czym normalnie się żywisz. Luźne, domowe spotkania są najłatwiejsze. Możesz zrobić michę sałatki czy warzywne kotlety, a jedynym problemem będzie to, że twoi miesożerni krewni nie powstrzymają się przed zjedzeniem roślinnych dań. Za to imprezy w w lokalu są już inną sprawą. W niektórych miejscach są opcje wegetariańskie lub wegańskie, ale w wielu lokalach (zwłaszcza poza większymi miastami) nie ma za bardzo na co liczyć.
Pożegnaj się z restauracjami
No, dobra, trochę tu przesadzam. Wystarczy pojechać do Warszawy, Krakowa czy innego większego miasta i można się tarzać w wegańskim menu. W moim mieście – nie bardzo. Nie mówię tu nawet o wegańskich potrawach, z wegetariańskimi było licho: do wyboru tylko pierogi lub naleśniki. No i pizza z serem. Odpuściliśmy na trochę chodzenie po restauracjach, od czasu do czasu zamawiając pizzę i robiąc odstępstwo od naszej diety roślinnej. Jakiś czas temu pojawiła się w Piotrkowie knajpa wegetariańsko-wegańska i to tam właśnie chętnie się udajemy. Restauracja nazywa się To i Owo Bezglutenowo i mają przepyszne wegańskie burgery. Dodatkowo można kupić u nich pieczywo bezglutenowe i zjeść wiele innych, pysznych rzeczy.
Każdy wie lepiej, co powinnaś jeść
Jest taki stereotyp, według którego weganie muszą się chwalić swoim sposobem żywienia. Z moich doświadczeń wynika, że jest to raczej odpowiadania na zadane pytania. Czy brakuje nam mięsa? Co jemy na obiad? A jak kanapkę, to z czym? Do tego dochodzą różni specjaliści zdrowotni, twierdzący, że dieta bezmięsna to szybki krok do śmierci. Wiecie, jeśli Leosia złapie katar, to dlatego, że nie dajemy jej pieczonego kurczaka. Co z z tego, że jednocześnie w przychodni są inne dzieciaki zajadające się kotlecikami i spaghetti bolognese. To tylko w naszym przypadku ma znaczenie dieta, nie w ich.
Patrząc z szerszej perspektywy, trudno mówić o wadach. Niemniej jednak dobrze wiedzieć, na co się piszemy – dlatego zdecydowanie polecam metodę małych kroczków i wprowadzenie kolejnych bezmięsnych posiłków w domu. Na pewno nie zaszkodzi!
Zostaniesz z nami na dłużej?
Zajrzyj na Facebook’a: Muffin Case
Jesteśmy też na Instagramie: Muffin Case