5 dobrych rzeczy na nowy tydzień #2

W swoim Bullet Journal codziennie odliczam dni do wiosny. Zimą to ja już się nacieszyłam i dzieci też. Majka zdążyła pozjeżdżać z górek i nawet siniaka złapała, bo jakieś dzieciaki wpadły na nią rozpędzonymi sankami. Już mam dość ostrożnego tuptania po zamarzniętych chodnikach. Byleby tylko luty przetrwać i będzie dobrze. A co pomogło mi przetrwać zeszły tydzień?
Wizyta u fryzjera
Troszkę to wyszło z przypadku: zadzwoniłam do mojej fryzjerki i spytałam kiedy może mnie przyjąć. Szybko skonsultowałam termin z teściową – ktoś musiał zostać z Leosią – i już tego samego dnia usiadłam na fotelu fryzjerskim. U mnie zmiana była dość drastyczna, ostatni raz tak krótko obcięłam się sześć lat temu i od razu tego pożałowałam. Teraz chodzę do dobrej fryzjerki i nawet nie chce mi się zapuszczać z powrotem włosów. Przekonałam się do krótkich!
Nawet jeśli nie planujecie metamorfozy na głowie, dobrze jest od czasu do czasu wybrać się do fryzjera na samo mycie i czesanie włosów. Głowa mi odpoczęła i nawet wpadłam na pomysł powieści – bo może nie wiecie, ale mam swój kajecik, w którym zapisuje różne pomysły i nawet nad jednym z nich zaczęłam powoli pracować.
Rimmel London Mascara Scandal Eyes
Przypadkowy zakup z drogerii, ale z miejsca pokochany. Łatwo się nakłada i pięknie pogrubia i wydłuża rzęsy.
GLISS KUR ULTIMATE RESIST EKSPRESOWA ODŻYWKA REGENERACYJNA
Jak już zmieniłam fryzurę to wypadałoby zadbać o stan włosów. Nie mam czasu na nakładanie odżywek pod prysznicem – prędzej czy później, zazwyczaj prędzej, któraś z panienek będzie coś chciała ode mnie. Kupiłam więc coś, czym mogę szybko spryskać włosy i pod tym względem ta odżywka jest super. Ładnie pachnie i jak obiecuje producent wzmacnia włosy.
TROLLE
Gdy zobaczyłam zwiastun nowej animacji od DreamWorks, nie załapałam do niej szczególnym entuzjazmem. Maja jednak bardzo naciskała i w końcu obejrzałam z nią to niezbyt ambitne dzieło. No, nie ukrywajmy: fabuła prosta jak konstrukcja cepa, głębszego morału też nie mamy. Ba, powinnam się zdenerwować, bo, uwaga spoiler, wychodzi na to, że szczęście każdy ma w sobie więc moja depresja to tylko nieumiejętność odkrycia wewnętrznego szczęścia. No i mam wrażenie, że bajka powstała głównie po to by zarobić na gadżetach z nią związanych, którymi rzygają w nas markety…Niemniej jednak, chociaż proste i kiczowate, to spędziłam miłe kilkadziesiąt minut nie myśląc o problemach więc…polecam 😉
Mus z chałwą i kokosem
Nie znoszę chałwy, a przynajmniej tak zawsze sądziłam. W latach 90 w wielu zakładach był zwyczaj dawania paczek ze słodyczami dla dzieci pracowników na koniec roku. Ja i mój brat zawsze czekaliśmy na ten moment nie mogąc się doczekać pysznych pralinek kokosowych, czekoladowych batonów, a nawet puszek z brzoskwiniami. Tylko biedna chałwa zawsze była ignorowana i samotnie spędzała długie miesiące w barku. Gdy więc ostatnio na kolacji usłyszałam, że na deser była chałwa, cóż, zrobiłam dobrą minę do złej gry, bo mamusia nauczyła mnie, że w gościach się nie grymasi. Tymczasem podany mus z chałwą i kokosem był tak pyszny, że do dziś śni mi się po nocach i zamierzam go w najbliższym czasie powtórzyć (pozdrowienia dla Dago – było pyszne!). Gospodyni przepis wzięła z Jadłonomii.