Koniec roku przedszkolnego. Czy to już czas na #zamiastkwiatka?

Published by Sara on

Do niedawna sądziłam, że podniecenie dotyczące zakończenia roku szkolnego mnie nie dotyczy. KoCórka miała mieć przedszkole całoroczne, więc po co celebrować koniec, którego i tak nie ma? W swoim gapiostwie i intensywnym chorowaniu w marcu nie zauważyłam jednak, że trzeba było dziecko zapisać na przedszkole w lipcu i sierpniu. Miejsc już nie ma. Mówi się trudno i pozostaje mi z młodą wybrać się na zakończenie roku 24 czerwca.

Nie planowałam nic kupować dla pań przedszkolanek. Nie znam ich za dobrze, w końcu to jeszcze nie czas na wielogodzinne wywiadówki i trudne problemy wychowawcze. Najczęściej rozmawiam z woźną, która odbiera dzieci od rodziców i przekazuje je dalej. Tak mi się jakoś wydało, że w przedszkolu można sobie darować całą tę szopkę. Aż tu dowiedziałam się od znajomych, że ich dzieciaki przynoszą gifty. I co tu teraz zrobić?

Dawno, dawno temu…

Za moich wczesnych lat szkolnych, mama zawsze wyposażała mnie w kwiatka, ewentualnie w czekoladki. Bezczelnie powiem, że nie traktowałam ich jako daru wdzięczności dla nauczyciela za jego całoroczne trudy. Nie to, że nie lubiłam grona pedagogicznego! Nic z tych rzeczy. To normalne, że dzieciak z podstawówki siedząc w dusznej sali gimnastycznej marzy o zakończeniu tych występów, mów pożegnalnych, wprowadzeń i wyprowadzeń sztandaru. Chce się wreszcie zacząć wakacje! A tu kwiatki więdną, czekoladki się topią – jeszcze trzeba je wręczyć panu/pani i obowiązkowo obcałować – nie znoszę tego! Nigdy nie wiem, czy trzeba dać buziaka na dwa, czy na trzy razy…

W gimnazjum i w liceum już sama kupowałam podarunki, podobnie jak reszta rówieśników, mimo powtarzających się głosów wśród nauczycieli by nie kupować nic. I w sumie teraz ich rozumiem. Fajnie jest dostawać kwiaty, ale wrócić do domu z 30 wiązankami, które i tak zaraz zwiędną, nie należy do łatwych zadań. Czekolada się rozpuści w upały. Kawa to pozornie bezpieczny wybór, ale jeśli pedagog jest tak wybredny jak ja, to co najwyżej zrobi sobie domowy piling z tego zielonego jakobsa albo czibo. A inne prezenty (alkohole, wieczne pióro – kupowane nie na zasadzie składki, tylko od jednego ucznia), to już odrobinę pachnie łapówką…No i mogli sobie wychowawcy trzy lata truć, że nie chcą nic a i tak każdy niósł prezent. Bo tak wypada. Bo inni przyniosą. Bo może nauczyciel się obrazi.

#ZAMIASTKWIATKA

Od kilku dni głośno w Internetach o akcji zainicjowanej przez jednego nauczyciela i Polskiej Akcji Humanitarnej. Zamiast kupować te róże czy merci uczniowie są zachęcani do przekazania tej sumy na rzecz poszkodowanym dzieciom w wyniku trzęsienia ziemi w Nepalu. Pomysł dobry i na pewno przyniesie więcej pożytku niż masowe obdarowywanie człowieka, który jak by nie było, dostaje za swoją pracę pensję. Chociaż panie kwiaciarki stojące na ryneczku koło mojego bloku pewnie odnotują mniejszy obrót.#coszacos

Zastanawiałam się czy może nie kupić jakiś cukierków, ładnie je zapakować i podarować wszystkim paniom w przedszkolu. Z drugiej strony, czy bawić się w to tylko dla zachowania pozorów? Może wreszcie warto przełamać tę tradycję?

Jakie jest wasze zdanie na temat akcji #zamiastkwiatka?

Wysyłacie swoje dziecko z prezentem na koniec roku szkolnego?

 

 


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
20 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
20
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x