Gdy nudzę się w pracy…
Wpis powstał przy współpracy z Wydawnictwem Znak
Lubię Swoją Pracę
Serio. Dlatego trochę podejrzliwie patrzyliśmy z mężem na mały pomarańczowy zeszycik, który pewnego dnia przyniósł kurier. Zdziwieni byli też nasi etatowi wakacyjni pracownicy. No, bo jak to nudzić się w pracy? Jeśli się w niej nudzisz, to chyba robisz coś źle. Ale kto wie, może w świecie wielkich korporacji i wrednych biurw, gdzie pracujecie się od godziny X do godziny Y, pojawia się nuda.
Mnie stety/niestety nikt nie płaci za godzinę. Zresztą powinnam kiedyś zrobić wpis o wadach i zaletach prowadzenia własnej działalności. Ostatnia ustawa dotycząca urlopu macierzyńskiego raczej wpisuje się jako minus, ale dziś nie o tym.
Nie nudzę się w swojej pracy i nawet sprawia mi ona przyjemność. Oczywiście i tak wolę siedzieć w niedzielne popołudnie na trawie z dzieckiem w babcinym ogródku, niż po raz enty poprawiać finalną wersję projektu, ale…Ale myślę sobie, że skoro aktualnie muszę pracować, to dobrze, że odczuwam dzięki niej pewien rodzaj satysfakcji.
A to pół dnia poprawiam jakieś drobnostki w kodzie html, a to jadę do drukarni lub hurtowni. Prawdziwą jednak śmietanką są zadania kreatywne. Wymyślić nazwę dla nowej firmy. Wyszukać odpowiednią domenę. Przygotować plan ze strategią dotyczącą social media. To właśnie te zlecenia sprawiają mi największą frajdę, a jednocześnie najbardziej obciążają umysł. Bo każdy mózg ma swoje granicy i stała jazda na wysokich obrotach nie jest zbyt rozsądna.
Gdy praca męczy…
Gdy już czuję, że nic nowego nie wymyślę, że umysł chwilowo się zlasował…Przeciągam się próbując rozruszać zmęczony kręgosłup. Albo idę po lody lub ciasto do cukierni. Albo przelewam kawę…
Zeszyt do bazgrania okazał się całkiem przydatnym narzędziem na wyciszenie umysłu. Nie spodziewałam się, że zwykłe mazanie długopisem, niczym wykonywanie zadania z podstawówki, może pomóc w odstresowaniu się.
Zeszyt jest niepozorny ale starczy nam na długi okres czasu. Wystarczyły dwie minuty dorabiania rybce łusek, by wpaść na pomysł kampanii dla klienta. A przecież ile zostało mi pustego miejsca!
Chociaż przyznam wam się do czegoś. Czasem dni są tak stresujące i męczące (bo wszystko ma być na już), że nawet najfajniejsza „kolorowanka” nie daje rady. I właśnie po to mamy w biurze kanapę.