Powrót do pracy zrobił ze mnie lepszą mamę. Znowu.

Published by Sara on

Poniedziałek rano: moja ośmiomiesięczna córka budzi około siódmej. Wstaję razem z nią albo wcześniej. Szykuję Maję do przedszkola i wraz z kręcącą się pod nogami Leosią szykuję siebie – do pracy. Stało się to, czego nie planowałam. Wróciłam do pracy.

Pierwsze trzy lata życia mojej starszej córki spędziłam z nią w domu. Oj, wcale nie dlatego, że tak dobrze czułam się jako pani domu. Nie miałam pracy, do której mogłabym wrócić, a szybka kalkulacja pokazała, że skoro i tak miałabym przeznaczać całą pensję na nianię, to chyba lepiej jak osobiście zajmę się dzieckiem. To akurat lubiłam i dużą przyjemność sprawiało mi bycie z Mają. Nie byłam jednak szczęśliwa. Pochodzę z domu, w którym naturalne było partnerstwo. Niejednokrotnie to tato z racji wykonywanej pracy zostawał ze mną w domu, a główny ciężar pod tytułem „finanse” spadał na mamę. Nie mogłam się więc pogodzić z myślą, że ja właściwie nic nie robię, a mój mąż się zaharowuje. A były to czasy, gdy pod względem finansowym nie było zbyt różowo w naszej małej rodzince. Innego wyjścia jednak nie widzieliśmy. W tym swoim żałosnym położeniu, w dresie i z szaleństwem w oku, dorobiłam sobie ideologię, że przynajmniej robię coś dobrego, poświęcam się dla dziecka. To były też czasy, gdy wygłaszałam dość radykalne opinie i nie mogłam uwierzyć, jak matka może zostawić takie półroczne niemowlę w żłobku/z nianią i wrócić do pracy. A jak jeszcze usłyszałam, że owa kobieta pracująca uważa się za lepszą mamę odkąd wróciła do pracy…Ciskałam gromy oczami!

Wraz z ukończeniem przez Maję trzech lat, zaczęła się jej nauka w przedszkolu. Ja będąc w domu z córką mogłam sobie pewne sprawy poukładać i postanowiłam, że zacznę robić coś, o czym bym nigdy nie pomyślała – pomogę mężowi w jego firmie i będę działać z nim tworząc strony internetowe i reklamy. Rano wychodziliśmy całą trójką. Maja zostawała w przedszkolu, my siedzieliśmy w biurze. W czasie tych ośmiu godzin skupiałam się na pracy wiedząc, że moja córka ma zapewnioną opiekę, zabawę i towarzystwo rówieśników. Po pracy znacznie łatwiej przychodziło mi skupienie się tylko na niej. Wiedziałam, że mamy tylko kilka godzin dla siebie i chciałam wykorzystać je efektywnie. Właśnie dlatego stwierdziłam, że praca zrobiła ze mnie lepszą mamę – będąc w domu z dzieckiem łatwo ulec rozproszeniu i zacząć zbywać dziecko. Już zaraz się z tobą pobawię, tylko wstawię pranie/pozmywam/tylko sprawdzę maila etc. Pracę też polubiłam. Doszło do tego, że już w ciąży z Leosią pracowałam prawie do końca. Przychodziłam do biura jeszcze w dziewiątym miesiącu i nawet usłyszałam, że pewnie zaraz wynajmę nianię i wrócę do pracy.

A ja tego nie chciałam. Nie wyobrażałam sobie zostawienia Leosi. Nie chciałam niani. Jeszcze do niedawna myślałam, że zostanę z nią tak długo jak z Mają. Tym razem jednak zadecydowały czynniki wyższe. Przede wszystkim pojawiła się możliwość zostawiania malutkiej z babcią. Na próbę i prośbę męża poszłam raz na kilka godzin do pracy. Odpowiedź była jasna i krótka: jestem niezbędna. Firma jest w takim momencie, że potrzebuje dodatkowych rąk (umysłu właściwie), a ja jeśli chcę trochę widywać męża, a dzieci ojca, to po prostu muszę go odciążyć. I tak z marcem wróciłam do pracy, zostawiając ośmiomiesięczną Leosią pod opieką babci. Decyzja ta zapadła dość niespodziewanie i chociaż planowałam już zakończyć karmienie piersią, postanowiłam jednak zmienić zdanie i przełożyć odstawienie Leosi na bliżej (a raczej dalej) nieokreśloną przyszłość.

I powtórzyła się sytuacja z przeszłości. Już po kilku dniach stwierdziłam, że stałam się lepszą mamą niż byłam. Do domu wracam stęskniona do dziewczyn. Mam tym samym znacznie więcej spokoju i łatwiej znoszę Leosine ząbkowanie i inne humorki. Wiem, że właśnie poświęciłam czas zarabiając na rodzinne potrzeby teraz więc bez wyrzutów mogę skupić się na dzieciach: rysować z Mają, grać w gry planszowe, bawić się w niekończące się „a kuku” z Leosią. Mój powrót do pracy odciążył też znacząco męża i pozwolił dziewczynom odzyskać ojca. Wraca o normalnej porze do domu, bawi się z pannami. Znacznie łatwiej przychodzi nam też dzielenie obowiązków domowych. Gdy byłam w domu przez cały dzień, uważałam, że to niesprawiedliwe prosić męża o zrobienie czegoś – on był niejednokrotnie bardziej zmęczony niż ja. Teraz, cóż, sprząta więcej niż ja i robi to sam z siebie, bo ogólnie rzecz biorąc zawsze miał do tego więcej drygu niż ja, i nareszcie ma do tego siłę.

W weekendy skupiamy się na dziewczynach. Odwiedzamy razem dziadków. Wspólnie gotujemy. Idziemy na spacer, do kina, na lody…Albo po prostu leżymy całą czwórką na łóżku i oglądamy razem bajki i zajadamy popcorn. O, ostatni weekend był po prostu cudowny, chociaż było bardzo zimno. W sobotę rano upiekłyśmy z Mają ciasto, potem poszłyśmy do galerii i do okulisty. Po południu pojechaliśmy całą rodziną do moich rodziców. W niedzielę odwiedziło nas rodzeństwo męża. Wspólnie zrobiliśmy obiad, a potem gdy wszyscy usiedliśmy przy moim pięknym, białym stole pomyślałam, że te momenty są w życiu najpiękniejsze.

Wiem, że są kobiety, które odnajdują się w roli pełnoetatowych pań domu. Mamy, które będą kreatywnie spędzać czas z dziećmi 24/7 i będą się w tym realizować. Ja jednak taką mamą, taką kobietą nie jestem w tej chwili. Może za jakiś czas będę chciała zwolnić i na jakiś czas wrócę w domowe pielesze. Póki co, chcę czuć wiatr we włosach.


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
6
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x