Moje drugie dziecko ma lepiej.

Published by Sara on

Muszę się pokajać w popiele. Gdy rodziłam Maję w zawrotnym wieku 20 lat, myślałam że już dorosłam do macierzyństwa. Moje rówieśniczki mogły w tym czasie zaliczać zgony na imprezach studenckich, ale nie ja, w żadnym wypadku. No, mądra byłam niczym stara Indianka, Babcia Wierzba i najstarsza góralka we wsi   i czego to ja nie wiedziałam.

Minęło trochę czasu. Dostałam kilka razy po dupsku. Nieraz ryczałam, czasem rzucałam talerzami. Zdarzyły się nieprzespane noce. Przede wszystkim jednak wreszcie wyjaśniłam sobie kilka spraw, nazwałam je po imieniu i dopiero dziś czuję, że wiem kim jestem. Pisałam o tym tu: Byłam swoim największym hejterem.

I tak mogę rzec do samej siebie, dwudziestoletniej: Nic nie wiesz o życiu maleńka. Najbardziej dostrzegam te zmiany we mnie w podejściu do wychowania dziewczynek. Niestety, brakowało mi cierpliwości przy Mai i do tej pory wzdrygając się wspominam okres pomiędzy ukończeniem pierwszego roku życia, a jej drugimi urodzinami.

Nie. Nigdy jej nie biłam. Za to płakałam z bezsilności nie mogąc sobie poradzić z dążącym do niezależności dzieckiem. Maluchem, który potrafił wrzeszczeć tak, że aż uszy bolały, a jednocześnie nie chciał mnie odstępować na krok. Dodajmy do tego pełne oburzenia spojrzenia przechodniów, bo przecież powinnam była dać klapsa i mieć temat z głowy, a tu się dziecko wydziera, bo na coś nie pozwoliłam.

Teraz powoli wkraczam w ten sam okres z Leosią i…jest zupełnie inaczej. Nie wiem, czy to kwestia tego, że ja jestem inna, spokojniejsza i pewniejsza siebie. A może po prostu wiem, że nawet największa awantura i łzy jak grochy w końcu się skończą, a za mną zostanie maluszek nieświadomy swoich emocji i potrzebujący mojego wsparcia. Albo to kwestia doświadczeń z Mają: już wiem, jak reagować i radzić sobie, gdy jest trudniej. Jakkolwiek by nie było, pewne jest jedno – Maja utorowała drogę i Leosi będzie troszkę łatwiej.

Nasza druga panna zaraz skończy roczek. Jej potrzeba bliskości mamy dziwnie miesza się z chęcią odkrywania świata i coraz większą mobilnością. Leosia jest już świadoma swojego ciała, a co za tym idzie, niekoniecznie podoba jej się to, co się z nim dzieje, a dokładniej co z nim robią jej opiekunowie. Przewijanie i ubieranie już dawno weszło na wyższy poziom trudności. Wkładanie do fotelika z reguły kończy się fochem, który na szczęście mija gdy ruszamy w drogę. Mamy też pełne żalu i złości płacze, gdy zabiorę jej jakąś rzecz, którą nie powinna się bawić. Nie jestem za sterylnością, ale grzebanie w śmieciach to już przesada 🙂

Z każdym tygodniem będzie weselej, intensywniej. Aż w końcu pewnie dojdziemy do tego słynnego momentu, gdy potomek z wrzaskiem rzuca się na posadzkę w sklepie. Pamiętam, ja ze strachem myślałam o tym czasie, gdy byłam w ciąży z Leosią. Wiedziałam, że ten moment nastąpi i przerażało mnie to: koktajl zmęczenia, gniewu i frustracji. Tymczasem okazało się, że może nie będzie wcale tak źle. Może zamiast wypatrywać trudnych chwil, będę cieszyła się tym, że wciąż mogę całować te maleńkie stópki i samym wzięciem na ręce ukoić każdy żal. Zwłaszcza, że wiem, jak mogę zapobiegać wybuchom złości na przykład poprzez rozśmieszanie małej, gdy wkładam ją do fotelika. Albo dosłowne zatkanie ją bułą, gdy nie chce jechać w wózku. Najważniejsze jednak jest to, że nie przejmuję się przechodniami, mijającymi mnie ludźmi, którzy mogą myśleć, że sobie nie radzę z wychowaniem dziecka.

Szkoda, że nie znałam tego uczucia pięć lat temu. Na szczęścia dla młodszej, ale też starszej córki – znam je teraz.


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
4 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
4
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x