Jak Maja kupowała sobie lalkę.

Jakiś czas temu, na początku stycznia, wybraliśmy się na zakupy. Normalnie staram się unikać stoisk z zabawkami. Maja już wyrosła z robienia scen a’la dwulatek na słodyczach, ale i tak wolę jej nie narażać na niepotrzebne pokusy. Tym razem jednak miałyśmy kupić bibułę i brokat do jakiejś domowej zabawy, a ja skręciłam w niewłaściwą alejkę. I przed oczami mojej córki pojawiły się lalki…
Maja jest wielką fanką lalek, zwłaszcza tych typu Barbie (za bobasami i szmaciankami nie przepada). Oczywiście, zaraz zaczęło się wołanie:
-Tę chcę! O, ta jaka super! O, patrz mamo! Zawsze o takiej marzyłam!
Cóż, to nie jest tak, że nigdy nic dziecku nie kupuję. Chciałabym jednak, żeby zrozumiała, że w życiu nie można mieć wszystkiego od razu. Ustaliliśmy więc z Mają, że będzie sobie zbierała na wybraną lalkę w skarbonce i za jakiś czas wrócimy do sklepu, a córka sama sobie kupi wybraną lalkę. Nie będę tu pisać w jaki sposób Maja zbierała pieniądze – to temat na inny wpis. Grunt, że kilka tygodni wróciliśmy do marketu i tym razem świadomie stanęliśmy przed półkami z lalkami.
Jaką lalkę wybrała Maja?
Monety były wrzucane do skarbonki z myślą o Apple Jack, bohaterki bajki My Little Pony: Equestria Girls. Gdy jednak znalazłyśmy się w sklepie, Maja zrezygnowała z tej lalki. Nie wybrała też tego, czego się spodziewałam: jakiejś nafaszerowanej różem, cekinem i brokatem Barbie lub innej księżniczkowatej księżniczki. Owszem, zdecydowała się na lalkę z firmy Mattel, ale gdy ją zobaczyliśmy, wymieniliśmy z mężem zdziwione spojrzenia.
-Taka gruba – wyszeptał do mnie mąż.
-Nie jest gruba – syknęłam – jest normalna.
-Jak na standardy Barbie, jest gruba – po chwili dodał – i taka…zwykła.
Fakt, w porównaniu z innymi lalkami, ta wyglądało bardzo niepozornie. Nie miała typowej figury Barbie, nie była ubrana w jakieś brokaty. Po prostu przypominała zwykłą, normalną dziewczynę.

źródło: time.com
I tak sobie z mężem pomyśleliśmy, że dziewczynki często proszą o jakieś księżniczki w prezencie, bo je akurat znają np. z bajek. Postawione jednak przed podjęciem osobistej decyzji wybiorą to, co znają najlepiej: zwykłą dziewczynę. Bardzo mnie to cieszy, bo jako mama dwóch dziewczynek chciałabym im przekazać, że fajnie jest być księżniczką, ale taką, co sama się ratuje z wieży: podciąga kiecę, chowa koronę do kieszeni i bierze się do roboty.
Ostatnio Maja zapytała mnie:
-Mamo, a czy dziewczyny mogą być bohaterkami?
-Oczywiście, że mogą!