10 tydzień ciąży – #Muffinek_2

Początkowo nie zamierzałam publikować wpisów opisujących szczegółowo mój nowy stan. Nie planowałam także szczególnych zmian w tej dziedzinie, gdy zaczęłam 10 tydzień ciąży. Nie chciałam by blog zamienił się w czysto dzieciowo-ciążową propagandę. Coś się jednak zmieniło, i nie: nie zapadłam na pieluszkowe zapalenie mózgu.
W jednej ciążowej aplikacji wyczytałam, że dobrze byłoby poświęcać kilka minut dziennie na budowanie więzi z dzieckiem. W natłoku codziennych obowiązków, pracy, oraz Majeczki, uświadomiłam sobie, że tego nie robię. Rośnie sobie ten Muffinek lub ta Muffinka w brzuchu jakby mimochodem. Pisanie na blogu takiego kalendarza/pamiętnika ciążowego ma mi pomóc zwolnić i metaforycznie pozwolić na przywitanie się z nowym członkiem rodziny.
Druga rzecz: w ciąży z Mają udzielałam się na pewnym forum. Siłą rzeczy opisywałam co tydzień moje emocje, obawy i różne niedogodności fizyczne. Forum padło, a ja uświadomiłam sobie, że brakuje mi tego. Poza tym nie planujemy dalszego powiększania rodziny (nie uwzględniamy naszych myszoskoczków. One w nosie mają antykoncepcję). To może więc być ostatnia chwila na stworzenie takiej pamiątki. Kiedyś wydrukuję te wpisy, dołożę zdjęcia i stworzę własną księgę ciąży…
10 tydzień ciąży – co się dzieje z dzieckiem?
Dziecko rozwija się bardzo szybko. Chociaż jest rozmiaru suszonej śliwki, to już może machać ramionami i poruszać stawami łokciowymi. Cud stworzenia, bo przecież z zewnątrz w najlepszym wypadku można by powiedzieć, że zjadłam trzydaniowy obiad z deserem. Do ciążowej piłki jeszcze daleko.
10 tydzień ciąży to też czas, gdy tworzą się zawiązki zębów. Za każdym razem, gdy o tym pomyślę, lecę do sklepu po jogurt. Nabiał akurat mi podchodzi, w przeciwieństwie do warzyw, więc właśnie w ten sposób dostarczam organizmowi wapnia. Jeśli Muffinek okaże się chłopcem, to zaczął już produkcję testosteronu. Mam nadzieję, że nie wyrosną mi wąsy 🙂
Oficjalnie dziecko staje się płodem i większość organów jest już ukształtowanych i sprawnych. Jest delikatna szansa, że uda się podejrzeć płeć na najbliższym USG – chociaż mój ginekolog woli to robić na połówkowym – więcej pewności podobno.
Co się dzieje ze mną w 10 tygodniu ciąży?
Przyznam szczerze, że oczekiwałam polepszenia sytuacji – z Mają już normalnie funkcjonowałam w tym okresie. Teraz wciąż mam fazy mdłościowo-wymiotne (#fuj). Wiele zapachów mnie odrzuca i moim super węchem wyczuwam więcej niż reszta. Na przykład: Edwin umył samochód. Tak mu potem kurtka śmierdziała chemią, że ledwie wysiedziałam – on nic nie czuł. Podobnie jest z wieloma potrawami. Pieczone mięso to zło, ale cytrusy mogę jeść kilogramami. Zwłaszcza pomelo – pochłaniam całe naraz. Jak wieloryb plankton.
Sporo płaczę, głównie bez powodu. Dużo też śpię i łatwo się meczę. Na plus zaliczam to, że i tak jest lepiej niż np. dwa tygodnie temu. Coraz bliżej II trymestr, a tym samym spodziewany przypływ energii.
Póki co, nie myślimy jeszcze o wyprawce. Nawet nie zaglądam do lumpków i nie patrzę na bodziaki. Jakoś tego nie czuję. Wiemy tylko, jak będą wyglądały łóżeczka dla naszej dwójki, ale o tym innym razem.