Matka, której się nie chciało.

Published by Sara on

Często narzeka się na rodziców zbyt ambitnych. Takich, którzy już w życiu płodowym swojego potomka planują wszystkie zajęcia dodatkowe, na które dziecko ma uczęszczać. Dwa języki co najmniej, bo sam angielski to już dzisiaj nie wystarczy. Do tego elementy sztuki, może rysowanie, może szkoła muzyczna. Nie zapomnijmy o sporcie. Wszystko elegancko upchane w grafik i powiązane z najlepszym przedszkolem w mieście. Ale czy spotkałyście kiedyś osobę, która jest całkowitym przeciwieństwem rodzica ambitnego?

Taka Sytuacja

W pewnym przedszkolu zorganizowano spotkanie dla rodziców. Debiutujące trzylatki miały pokazać, czego się nauczyły w ciągu pierwszego półrocza uczęszczania do placówki. Panie wychowawczynie wyjaśniły, że w żaden sposób nie wywierają presji na dzieci. Generalnie u trzylatków nie obowiązywał też żaden konkretny program nauczania. Jednak ze względu na pewne już wcześniejsze rozpoczęcie nauki, przedszkolanki starały się nauczyć młodzież: rozpoznawania kilku kolorów, liczenia do pięciu, znajomości kształtów (konkretnie koło, kwadrat, trójkąt).

Te umiejętności to dużo i nie dużo. Niektóre dzieciaczki wyrywały się do każdej odpowiedzi. Inne spokojnie siedziały w kółeczku, czekając aż panie je zapytają. Spokojnie, nikt nie wybierał presji na przedszkolaki. Wszystko odbywało się w przyjaznej dla nich atmosferze. Jednak jednej z obserwujących mam coś nie pasowało.

Zaczęła komentować: a po co to komu? Jak tak można wymagać od takich maluszków takiej wiedzy?

– To nie są wymagania, ale myślimy, że warto by dziecko nauczyło się, w miarę możliwości, oczywiście – odpowiedziała jedna z pań na zarzuty.

-No, ale mojemu dziecku nie idzie ta nauka. Co ja mam zrobić? Posadzić go przy biurku i uczyć na siłę?

Na to reszta rodziców zaczęła się przekrzykiwać, niektórzy prychnęli kpiąco pod nosem.

-To nie tak. Dzieci uczą się przez zabawę. Można liczyć schodki wchodząc do domu. Pytać na spacerze: a jaki kolor ma płot? A niebo? A trawa? Tu nie chodzi o wygórowane ambicję, tylko poświęcanie dziecku czasu…

-Ale mi się nie chcę!

#kurtyna

 A gdzie równowaga?

Gdy już ładnych parę miesięcy temu opowiadałam mężowi, o tym spotkaniu uznał, że przesadzam. „Jej dziecko, niech sobie wychowuje”. Oczywiście miał rację, ale ze mną temat pozostał do dziś. Bo jednak poświęcam trochę czasu by młoda nauczyła się języka i śmiem twierdzić, że zna angielski lepiej niż większość dzieci po 6 latach nauki. O tym, jak się efektywnie uczyć języka obcego jeszcze wam kiedyś napiszę. Czy więc jestem matką próbującą realizując swoje chore ambicje? Z drugiej strony, to aż żal nie wykorzystać chęci i potencjału młodej do nauki (przede wszystkim chęci). I jak tu znaleźć rozwiązanie i nie popaść w przesadę?

Może warto słuchać dziecka. Młoda miała krótki epizod z baletem – poszliśmy dwa razy i się jej znudziło. Nie wysyłaliśmy jej na siłę. Za to zawsze chętnie wychodzi na spacer i lubi jak się jej czyta. Ostatnio przechodzi też fascynację ludzkim ciałem i normą są seanse „Było sobie życie” i rozmowy o kościach i nerwach. Mam nie odpowiadać na jej pytania, bo przypadkiem okaże się, że prawie czterolatka nie wierząca w bociana jest przemądrzała a my chcemy się nią popisać?

Równowaga w przyrodzie musi jednak być i bez wyrzutów daję jej smartfona bym w spokoju mogła dokończyć pracę. A ona i tak włącza YouTube i bajki po angielsku…

Czy wasze dzieci chodzą na zajęcia dodatkowe? Jesteście rodzicem ambitnym czy leniwym?

Zajrzyjcie też na nasze fejsbuki – dzieją się tam rzeczy, których nie ma na blogu 🙂


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
35 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
35
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x