Matka w domu z chorym dzieckiem. Nadajemy z wariatkowa.

Published by Sara on

Zaczyna się niewinnie gorączką. Wciąż masz nadzieję, że to nic poważnego. Przecież gorączka u rocznego dziecka to nic niezwykłego. Pewnie kolejne zęby wychodzą. Utwierdza cię w tym brak innych objawów. Zbijasz więc w nocy gorączkę i zostawiasz dziecko z babcią, gdy idziesz do pracy. Wiesz, że coś się dzieje, gdy młode zaczyna w nocy kaszleć a ty łapiesz tylko kilka drzemek, które przerywa mierzenie temperatury, odciąganie glutów i wystawienie co chwila jednego lub drugiego cycka.

Umawiasz się więc na wizytę u lekarza. Co z tego, że na konkretną godzinę skoro i tak znów są opóźnienia i zamiast o 11:15 wchodzisz po 12. Pani doktor bada, a tobie spada kamień z serca. Bo, owszem jest chora, ale wyliże się z tego. Żadne tam szpitale, nawet bez antybiotyku się obejdzie. Gdy więc oddala się bezpośrednie niebezpieczeństwo zagrażające twojemu dziecku, zdajesz sobie sprawę w jaką kupę właśnie wlazłaś.

Pierwsze co odczuwasz to pracę. Wpadasz zdyszana do domu, z dzieckiem na jednym ramieniu, w drugim zakupy na obiad i leki, a tu telefon dzwoni. A jutro te montery to na którą będą? W tym momencie po raz kolejny stwierdzasz, że trzeba sobie wziąć drugi telefon, który będzie służył tylko do spraw prywatnych, gdy ten stary zostawisz w biurze. Bo tak właściwie to średnio chce ci się każdemu tłumaczyć, że masz dziecko chore, że nie ma cię w pracy, że prosisz o dzwonienie na numer stacjonarny firmy.

Jednocześnie pojawią się wyrzuty. No, bo skoro jesteś w domu, to możesz dokończyć taką jedną stronę – przecież masz komputer i możesz pracować, tak? Nie bardzo. Po pierwsze, gdy małe czuje się w miarę dobrze, to okazuje się, że fascynuje je komputer – zresztą tak jak wszystko, czego dotykasz. I o ile całkiem fajnie jest, jak dziecko pomaga ci w zmywaniu i zagląda do zmywarki, albo razem z tobą zamiata, to próby wirutozowania na klawiaturze raczej pracy nie sprzyjają. A jak się młode czuje źle, to nawet zrobienie obiadu jest wyzwaniem, bo okazuje się, że tylko spanie na mamie je uspokaja. Więc drętwieją ci ręce, patrzysz na rosnącą stertę prania i myślisz, że nawet tego nie potrafisz ogarnąć.

Załóżmy jednak, że udało ci się pogodzić z myślą, że chorowanie dziecka (zwłaszcza tak małego), to wyjątkowy czas i udaje ci się zignorować wyrzuty związane z pracą czy z mieszkaniem. Zresztą, mąż przyjdzie po pracy z zakupami i odkurzy, przetrwacie. Trzeba przecież dziecku leki zaaplikować. Już z Mają mam przeboje, chociaż ona niby starsza. Tabletki w żadnym wypadku nie połknie. Jeśli zaś chodzi o syropy, to dużo zależy od ich smaku. Słodkie, muszę chować, bo by mi dziecko jeszcze truskawkowy paracetamol przedawkowało. Za to gorzkie, tu jest trudniej: było tłumaczenie, prośby, groźny, szantaż i negocjacje. Dobrze, że na razie tylko katar się przyplątał, bo mam nadzieję, że do następnej choroby nauczy się już połykać piguły. Z Leosią było łatwiej przez pewien czas. Miała etap, gdy jadła wszystko co jej podałam – nawet po gorzkim syropie została oblizana łyżeczka. Teraz dziecko mi dorasta i się wycwaniło. Łyżeczką nie podam, bo jest „ne” i wywalenie całej zawartości na podłogę. Odmierzam więc odpowiednią ilość do strzykawki i rozpoczyna się gonitwa po całym mieszkaniu – moja młodsza córka dla odmiany nawet słodkich syropów nie akceptuję. Pozostaje nam jeszcze oswojenie jej z inhalacjami więc jeden misio wciąga, drugi misio wciąga, siostra wciąga i mama też – żeby pokazać, że ten nebulizator to nic strasznego. Na szczęście nawet przy wierceniu się Leosi widać, że te śladowe ilości pomagają i udało się znowu obyć bez antybiotyku.

Ten wpis zaczęłam pisać cztery dni temu – natchnienie przyszło, gdy młoda leżała z gorączką na mnie przez cały dzień, a ja tylko zmieniałam cycki, którymi karmię (Leosię bolało gardło i nie chciała nic jeść). Dzisiaj jesteśmy już „ogarnięte”: choroba znika a młodej dopisuje humor. I oby tych chorób było jak najmniej, bo wystarczy kilka dni, po których spokojnie mogą mnie zapisać do wariatkowa.

Categories: Parenting

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
1 Komentarz
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
1
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x