Dlaczego młode matki kochają fejsbuczka?

Published by Sara on

Co rano budzi cię powiadomienie: Basia (twoja przyjaciółka) dodała nowe zdjęcie. Basia zmieniła swój status. Barbara udostępniła obrazek. I znów zmieniła status. Powyższe elementy łączy jedno: świeżo upieczony syn Basi, Kacperek. Tu mamy zdjęcie Kacperka (czwarte w tym tygodniu, a mamy dopiero wtorek). Tu status: „Kacperek nie dał mamie pospać”, tam grafika z pseudo śmiesznego portalu rodzicielskiego o zimnej kawie, bo przecież młode matki jeśli piją kawę, to tylko zimną. Patrząc na fejsbukową aktywność koleżanki, masz wrażenie, że Barbara wraz z synem wypchnęła z siebie resztę zdrowego rozsądku…

Jakiś czas temu natknęłam się na tę wiadomość i muszę przyznać, że się nie zdziwiłam: dla młodych matek portal Marka Zuckerberga często staje się jedynym źródłem kontaktu z innymi ludźmi i często poprawia ich samoocenę jako świeżo upieczonego rodzica. Dlaczego?

Relacje w trybie instant

Co robisz jak nie masz czasu i siły, żeby gotować? Może nie zaczniesz nagle żywić się zupkami w proszku, ale już kupno pizzy, kebaba czy innego burgera wchodzi w grę. No i fajnie, w końcu się najesz, ale jeśli przejdziesz na dietę składającą się tylko z takich posiłków, to nie skończy się dla ciebie dobrze. Podobnie jest z relacjami.

Social media, nie tylko Facebook, umożliwiają szybki i bezpośredni kontakt. Niekoniecznie masz ochotę przyjmować gości, gdy ktoś ci zrobił z tyłka jesień średniowiecza i zmasakrował brodawki. A przecież łakniesz kontaktu z ludźmi! Urodziłaś dziecko i chcesz żeby ktoś cię poklepał po główce i powiedział: „dzielna dziewczynka”. Wrzucasz więc zdjęcie dłoni maluszka w świat i nurzasz się w cieple gratulacji. No, nie mówcie, że nie – uwielbiamy to.

Potrzeba wspólnoty

Mamy tak, że lubimy jak coś nas łączy. Lubimy o tym rozmawiać i troszkę się porównywać. Dlatego fajnie jest mieć koleżanki, które mają dzieci w podobnym wieku. Któż tak dobrze zrozumie, czym jest nieprzespana noc, bo młode wisiało na piersi? Któż pojmie szok z domieszką obrzydzenia, gdy odkrywasz, że kupa twego dziecięcia wyleciała z pieluchy i wybrudziła całe plecy? A jak fajnie się chodzi „razem” w ciąży! Wystarczy, że spotkasz się z koleżanką przypadkiem na ulicy i będziecie nawijać dopóki was wasi mężowie lub starsze potomstwo nie odciągnie. Bo to żylaki, bo to spuchnięte kostki. A masz już wyprawkę? A termin na kiedy?

Niestety, przyjaciółki niekoniecznie chcą zachodzić w ciążę, właśnie wtedy gdy obudził się twój instynkt macierzyński. A Internet zrozumie! Zaraz znajdziesz na fejsbuczku odpowiednią grupę np. lipcówki 2015, czyli kobiety, które urodziły w lipcu 2015.

Internet wspiera, Internet radzi

Nie, żebym zarzucała niekompetencję lekarzom czy starszemu pokoleniu, ale jednak w temacie karmienia piersią nieco się zmieniło. Pewnie niejedną laktację uratowała właśnie internetowa interwencja grupy wsparcia. A w czym jeszcze pomoże nam Internet?

Teściowa wciska twojemu niemowlęciu schaboszczaka na smalcu? Pożal się koleżankom z fejsbuka. Nie masz zdania na temat szczepień? Cóż, pewnie po zanurzeniu się w bagnie wypowiedzi przeciwników i zwolenników nadal go nie będziesz miała, ale przynajmniej będziesz wiedzieć, o czym „ludzie w necie godojo”. A jeśli masz konkretną opinię dotyczącą szczepionek, to na pewno znajdziesz grupę, która podziela twoje poglądy i z radością będziecie obrzucać obelgami przeciwników.

Czyli jest ok?

Ktoś mógłby odebrać ten tekst jako spis zalet posiadania konta na fejsie (lub w innych mediach społecznościowych). A jednak nie. Według wspomnianego wcześniej badania, kobiety zaczęły uzależniać swój nastrój od tego jak są postrzegane w Internecie. A gdy liczba, tak ulotnych przecież, lajków czy komentarzy się nie zgadza, łatwo uwierzyć, że jest się nic nie wartym. Również jako matka.

Może więc zamiast naśmiewać się z koleżanki, która swoje profilowe zmieniła na zdjęcie niemowlęcia, warto się z nią umówić na kawę – poza Internetem. Taka młoda matka naprawdę potrzebuje prawdziwego wsparcia. Z jednej strony jest bez reszty zakochana w swoim dziecku i trudno jej znieść nawet kilkugodzinną rozłąkę. Z drugiej jest pełna obaw: czy sprawdza się w tej roli? Czy tak już będzie zawsze: kupki, karmienie, grzechotki? Czy kiedyś znów poczuje się sobą? I najgorsze, o którym boi się nawet pomyśleć: co by było gdyby – gdyby jednak tego dziecka nie było. Przecież nie wyobraża sobie życia bez niego, ale jednak…Daj jej odczuć, że się sprawdza, że daje sobie radę. Pokaż jej nową kawiarnię otwartą w mieście, nawet jeśli będzie to równało się z ciągłym słuchaniem o kolkach. Bądź przy niej! Lepiej jeszcze raz wysłuchać opowieści z porodówki, niż stracić przyjaciółkę. W końcu jej przejdzie 😉

Grafika via Radio Zet


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
9 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
9
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x