Co mnie złości: nie jestem głupią krową rozpłodową.

Published by Sara on

W jakim pięknym i naiwnym świecie żyłam do tej pory. Pełno w nim było tęczy, jednorożców i sympatycznych kobiet, które potrafiły ze sobą kulturalnie rozmawiać na różne tematy. Nawet te wzbudzające tak wiele emocji jak przyjście dziecka na świat.

Bo to było tak: jedna urodziła lekko i szybko naturalnie, druga męczyła się przez kilka dni. Trzecia chciała iść do porodu z mężem, czwarta sobie tego nie wyobrażała. Piąta po wielu godzinach skurczy w końcu wylądowała na stole operacyjnym. Szósta od samego początku miała zleconą cesarkę. A siódma to ją sobie zażyczyła, bo kto jej zabroni.

I tak sobie żyłyśmy i żadnej nie przeszkadzało, w jaki sposób na świat przyszło dziecko drugiej. Czasem sobie o tym rozmawiałyśmy, ale na spokojnie, bez złośliwości – ot, by porównać doświadczenia.

Niestety, otoczył mnie Internet. Szukałam czegoś dla klienta. Branża modowa, celebryci też się dobrze sprzedają w grupie docelowej. W poszukiwaniu inspiracji wlazłam na Pudelka. Co mnie podkusiło, to nie wiem. Grunt, że dowiedziałam się o pewnej polskiej celebrytce, która właśnie założyła bloga parentingowego. A, że jest na podobnym etapie ciąży, to zajrzałam na jej stronę. I mój tęczowy świat runął.

Jako przystawkę proponuję dwa komentarze z Pudelka.

Tacy jesteśmy mili i kulturalni.

Tacy jesteśmy mili i kulturalni.

Wracam do obory...

Wracam do obory…

Danie główne to wpis celebrytki. 

Może poniosły ją hormony, może pisząc swój tekst była naprawdę zdenerwowana, ale…Ale nie zmienia to faktu, że jej słowa wywołują jedną reakcję, a jest nią demonizacja porodu naturalnego.

„Bo jak wiadomo, TRZEBA trzeba męczyć się 15h, pęknąć na pół, wypchnąć przez dziurkę od klucza arbuza. Przez trudu do gwiazd. Najlepiej bez znieczulenia. Brak znieczulenia to jak gwiazdka Michelina na pobliskim placu zabaw. A jak nie chcesz,
„to było nie zachodzić”” – fragment przemyśleń przyszłej mamy, a pod wpisem pełno komentarzy w podobnym stylu.

Niby autorka próbuje zrównoważyć swoją opinię w końcówce tekstu, ale czym są dwa zdania przy reszcie. Zwłaszcza, że w komentarzach pojawiają się już frazy typu „ja swojej córce powiem, żeby sobie zrobiła cc” – a niech robi, tylko ktoś tu zapomniał, że nie jest lekarzem.

Przykro mi się czyta takie teksty. Przykro, bo mam wrażenie, że moje przygotowywanie się do porodu, pozytywne nastawienie, ćwiczenie oddychania, które zaowocowały sprawnym rozwiązaniem*, w oczach tej pani i jej fanek były złym wyborem.

Żeby nie było przez „przygotowanie do porodu” rozumiem też akceptację cesarki, jeśli wyniknie taka konieczność. Znam kobiety, które przeszły ten proces dobrze. Znam też takie, które z konsekwencjami zmagały się również wiele lat po. Przekrój doświadczeń, od cudownych do traumatycznych, taki sam jak przy porodzie drogami natury.

Wiecie, jaki to jest dobry poród? Taki, w którym i dziecko i mama są zdrowi i bezpieczni. Tylko trochę to nie fair rzucać argumentami na temat średniowiecza, pochwy jak wiadro i popuszczaniu moczu jeśli akurat taki wynik porodu uzyskało się drogą naturalną…

*Wspominam tu o czynnikach, na które miałam wpływ. Nie mogę przewidzieć tego, jak ułoży się dziecko, jakiej będzie wielkości itd. Wciąż mam możliwość wylądować na stole.

Ps. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że chodzi tu też o chęć zaistnienia. W końcu ja nawet w tej chwili w nerwach staram się patrzeć na uczucia drugiej strony, więc… Może by zdobyć reklamodawców trzeba rzucać ostrymi słowami i obrażać innych?


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
37 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
37
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x