Nadmiar prezentów.

Published by Edwin on

Może ten wpis będzie jak walenie grochem o ścianę, bo pewnie ci, którzy mieli kupić prezenty, już dawno to zrobili. Usłyszana w radiu reklama nie daje mi jednak spokoju. Palce świerzbią, w głowie natłok myśli – nie oprę się. Muszę pisać.

stockvault-present-box-with-red-bow124902

Jadę sobie trasą. Sama. Miło się przemierza kolejne kilometry. Radio cicho szumi w tle. Nagle słyszę reklamę. Dzieci wymieniają prezenty, jakie chciałyby otrzymać: błyszczyk brzoskwiniowy, baby born i wiele więcej. Wszystkie zaczynają się na literę „B”, chociaż wtedy jeszcze tego nie zauważam. Myślę sobie, że może to jakaś kampania. Coś w stylu: patrz, dzieci posiadające rodziców dostaną tyle prezentów a te w sierocińcach – nic. Wesprzyj Fundację XYZ. Myliłam się, bo dziewczynka oznajmia, że teraz pora na prezenty na literkę „C” a znany i lubiany głos informuje nas, że te podarunki i jeszcze więcej znajdziemy na Allegro.

Do samego Allegro nic nie mam. Nieraz robię tam zakupy. Nie mam też pretensji do twórców reklamy. Przecież o to chodziło – wzbudzić w słuchaczach potrzebę dokonania zakupu, najlepiej na Allegro. Słuchając tamtego dnia radia, uderzył  mnie ogromny konsumpcjonizm, jaki media i my sami, jako rodzice, wpajamy dzieciom już od wczesnego dzieciństwa. Jeden prezent, dwa, trzy – chcę więcej i więcej. Szybko! Już! Potem się dziwimy, że głupi karp wywołuje szaleństwo tłumu, powrót do komuny i wstyd na całą Polskę.

Dobra, dobra – ale jak tu dziecku odmawiać prezentów? Z doświadczenia wiem, że idąc na zakupy po rzecz, której potrzebuję (!) dla siebie, bardziej prawdopodobne jest to, że kupię coś KoCórce a o sobie zapomnę. I nie będzie to produkt, który wpisałabym na listę potrzeb. Przecież ona tak się cieszy i taka jest szczęśliwa, gdy coś dostanie. Poza tym, teraz produkują takie ładne i estetyczne zabawki, książki, układanki…Nic tylko iść i wydawać pieniądze. I chociaż staramy się nie przesadzać z ilością prezentów, jakie dajemy naszej córce, to doszło do tego, że młoda pyta, czy coś jej kupię, gdy tylko idę do sklepu.

Co by tu zmienić?

Walka z przekupstwem

Dobrze wiem, że to niepedagogiczny sposób ale gdy dziecko od 20 minut wkłada majtki a ty się bardzo spieszysz, to obiecanie soczku w zamian za pośpiech tak bardzo kusi. Wizja znanego kartonika z Tygryskiem znacznie zagęszcza ruchy mojego dziecka. Niestety, kręcę bicz na samą siebie. Kto wie, czy w przyszłości jakakolwiek prośba z mojej strony, będzie musiała być okraszona łapówką? Więc walczymy i uzbrajamy się w cierpliwość. Nie te majtki, to inne i zagryzam zęby patrząc na zegarek.

Zamiana materialnych nagród

Jakoś jednak dziecko trzeba nagradzać. Widzę jaką radość sprawia Jej czas spędzany wspólnie z nami. Może by tak zrobić gorącą czekoladę i razem obejrzeć „Krainę lodu”? Albo wybierzemy się na lodowisko? Urządzimy maraton zabawy w chowanego. Wspólnie upieczemy ciasto. Zrobimy własne kukiełki i urządzimy z nimi przedstawienie.

Zero prezentów?

To, co napisałam wyżej wcale nie znaczy, że już nigdy nic nie kupię mojemu dziecku. Marketingowcy robią swoje. Na pewno skuszę się jeszcze nie raz, nie dwa na jakąś super-mega-hiper zabawkę, które każde dziecko musi mieć. Pewnie ciężko będzie mi też ulec uroki tych już lekko zielonkawych oczu. Miejmy jednak nadzieję, że jako rodzice zachowamy rozsądek i nie staniemy w kilometrowej kolejce do Lidla, gdy rzucą tam porcję zabawek.

Wzniosły dystans nad komerchą rządzi!

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
6
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x