Jak pokonaliśmy potwora?

Published by Sara on

Gdy pisałam o tym, dlaczego KoCórka idzie do przedszkola, pisałam szczerze. Pierwsze dwa dni pobytu w przedszkolu, to była euforia. Nowi koledzy i koleżanki, zabawy, rysowanie – myślałam, że ominie nas faza adaptacyjna. Po dwóch dniach pojechaliśmy na wakacje. Przez dwa tygodnie KoCórka miała oboje rodziców na wyciągnięcie ręki. Kąpała się w morzu, układała przedziwne budowle z kamieni, bo piasku na plaży zabrakło. Chodziła na spacery i zwiedzała świat mając po jednej stronie mamę, a po drugiej tatę. Aż nadszedł czas na brutalny powrót do rzeczywistości…

animal_02_vector_0

Zaczęło się od symulacji: boli mnie głowa, mam kaszel, jestem chora – wszystko to, co mistrzowsko opanowało każde dziecko, które musi iść do szkoły. Więcej pisałam o tym we wpisie dotyczącym nieszczęsnych poranków. Od pobudki do przekroczenia progu sali przedszkolnej był płacz. Bo ona nie chce. Ona chce iść z nami do pracy. Ona nie lubi do przedszkola. Niestety, chociaż serce się krajało, musiała iść, bo na nas czekała praca a zdaniem przedszkolanek lepiej ją szybko zostawić, to się łatwiej przyzwyczai.

Popełniliśmy błąd, bo budziliśmy ją ostatnią, tuż przed wyjściem. Myślałam, że jak dłużej sobie pośpi, to będzie zadowolona. Dopiero jak zaczęliśmy ją budzić wcześniej, tak by miała jeszcze czas by się do nas poprzytulać i porozmawiać zauważyliśmy poprawę. Wreszcie zaczęła się budzić uśmiechnięta. Szybko wybierała ubranie, najlepiej różowe, i szykowała się do wyjścia. Załamanie powodował widok budynku przedszkola w czasie parkowania. Znów płacz, że nie chce iść.

Gdyby wracała smutna, może bym przemyślała sprawę i została z nią jeszcze ten rok w domu. Miałam jednak okazję kilka razy spoglądać na nią zza drzwi zanim ją odebrałam. I widziałam jak siedzi w kole z innymi dziećmi i słucha bajki. Widziałam jak układa puzzle z koleżanką. Czy to była Alicja czy Małgosia? Już nie wiem, bo raz jest jedna a innym razem druga, pewnie zależy to od tego, która akurat przyjdzie. Odbierałam ją a ona opowiadała mi jak malowali, jak bawili się w kaczki i powtarzała wierszyk: „mam trzy latka, trzy i pół…”. Pozostał jednak problem – jak ją przekonać do pójścia do przedszkola.

Dużo rozmawialiśmy. Jeszcze w sierpniu opowiadałam jej, co się będzie działo w przedszkolu. Mówiłam o zabawach i kolegach. O tym, że zawsze po nią przyjdę po podwieczorku i o tym, żeby pamiętała o zdejmowaniu majtek jak będzie chciała siku. Efekty były takie sobie. Aż któregoś wieczoru, gdy leżała w łóżeczku w różowej piżamce i pachnąca pastą do zębów o smaku gumy do żucia, poprosiła mnie o bajkę:

– O czym?

-O smoku.

-No, dobrze a jak ten smok miał na imię?

-Oleg.

I tak co wieczór snułam historię o małym smoku, który nie chciał iść do przedszkola, mimo że tam czekała na niego jego dzielna przyjaciółka KoCórka. Opowiadałam jak to razem jedli śniadanie (-KoCórka, co smoki jedzą na śniadanie? – Jajko i galaretkę. ). Jak to malują farbami, budują z klocków i bawią się z innymi smokami i dziećmi. A po podwieczorku mama smoczyca  i mama KoCórki zabierają ich do domów. W ten sposób moje dziecko w ciągu dwóch tygodni, od wielkiego płaczu, przeszła do stanu, w którym nie mogła się doczekać pójścia do przedszkola. Potwora pokonał smok.

 


Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
3 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
3
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x