Disney on Ice: Moc jest w tobie – moja opinia na temat show.

Published by Sara on

Ostatni weekend upłynął nam pod znakiem Disneya. W piatek wybraliśmy się całą rodziną na premierę Krainy Lodu 2 ( tutaj możesz przeczytać recenzję), a w sobotę razem z Mają pojechałam na widowisko DISNEY ON ICE: MOC JEST W TOBIE.

Maja zaczęła wspominać o Disney On Ice już rok temu, a szczególnie nasiliło się to we wrześniu, więc pomyślałam, że może to być fajny pomysł na jej prezent urodzinowy. Kupiłam więc bilety dla niej i dla osoby towarzyszącej (padło na mnie), wręczyłam je oficjalnie w kopercie jako prezent, a potem pozostało nam długie czekanie na ostatni weekend listopada.

Show reklamowano z rozmachem. Po raz pierwszy na lodzie miała się pojawić Vaiana, a nasze oczekiwania rosły. W końcu przyszła wyczekana sobota, a my udaliśmy się do Łodzi.

Disney on ice: Moc jest w tobie – opinie

Na początek zacznę od przekazania dobrej rady, jaką sama dostałam od jednej z czytelniczek: zostaniecie zbombardowali konsumpcyjnymi bodźcami. W łódzkiej Atlas Arenie co chwila trafialiśmy na stoiska z zabawkami z bajek Disneya oraz różnymi tematycznymi gadżetami. Nie zabrakło też przekąsek w postaci popcornu czy waty cukrowej. Wiadomo, że dzieci w takich wypadkach dostają kociokwiku i oczywiście chcą dostać wszystko, co znajdzie się w zasięgu ich oczu. Na szczęście, ja mam już w miarę dużą córkę, z którą dodatkowo porozmawiałam ( no i rozmawiamy na temat konsumpcjonizmu, działania reklamy i śmieci nie tylko od święta), więc żadnych histerii nie było. Ostatecznie stanęło na kupieniu popcornu (a to i tak tylko dlatego, że nie zdążyłam sama wcześniej zabrać jakiś naszych przekąsek – widowisko trwa troszkę ponad 2 godziny, można zgłodnieć). Same zabawki i gadżety to nic specjalnego: plastik, plastik, not fantastic. Lepszej jakości rzeczy kupicie nawet w Pepco i to za znacznie mniejsze sumy np. coś pomiędzy różdżką a świecącym mieczem kosztowało 100 zł (podobne teściu kupił Mai na festiwalu świateł za 10 zł). Wata cukrowa z kiczowatą koroną w zestawie – 30 zł. Z całego obiektu dochodziły westchnienia rodziców: bilety na show, parking, szatnia (nieobowiązkowa) a teraz jeszcze to, przecież to za drogo córko, synu – i z tym pełnym bólu wyrzutem kupowali, bo przecież „dziecku nie kupisz”.

No, ale przejdźmy do samego show. Prowadzącymi są Myszka Miki, Minnie, Donald i Goofy. W pierwszym akcie pojawia się Arielka i ten fragment naprawdę robi wrażenie: piękne kostiumy, pełno postaci, kolory, akrobacje na lodzie a nawet na linie. Jest wow! Następnie pojawia się Vaiana, która niby debiutuje na lodzie, ale da się wyczuć, że Disney nie ma pomysłu na jej występ – w porównaniu z sekcją z Małej Syrenki pozostaje nam spore odczucie niedosytu. Koniec I aktu to postaci z Zaplątanych: jest piosenka „Marzenie Mam” (super kostiumy rzezimieszków i konia), potem spędzamy dłuższą chwilę z Roszpunką i jej ukochanym. Kończy się akt I i mamy piętnastominutową przerwę.

Można wyczuć, że producenci w części II stawiają na ostatnie hity Disneya. Akt mamy podzielony na dwie bajki: Piękną i Bestię, która ma swoje lata, ale niedawno została odświeżona w filmie oraz Krainę Lodu i tu wreszcie mamy piski, krzyki i największy entuzjazm wśród widzów. To właśnie ta część programu robi też największe wrażenie: śnieg sypiący się z góry, iskry i wybuchy i aż 4 piosenki z bajki.

Czy mi i Mai się podobało? Tak. Czy było to niezapomniane przeżycie? No, niestety nie. Być może gdyby Maja była młodsza, to jej odczucia byłyby inne. Ona nam jednak w ciągu ostatnich tygodni nagle wydoroślała, zaczęła wybierać ciemniejsze ubrania, słuchać trochę innej muzyki i całe show trochę dla niej straciło na wartości. Zresztą obserwując dzieciaczki na Atlas Arenie można było zauważyć, że najwięcej radości miały maluchy w wieku 4 – 6 lat. Dla mnie to zdecydowanie nie jest show warte powtórnego zobaczenia. Nędznicy to to nie są 😉 Wy jednak musicie zdecydować sami – kto wie, może was tak nie zrazi poziom komercji, którą są bombardowani widzowie od momentu wejścia na obiekt, może wyciągnięcie z widowiska więcej radości niż my. I żeby nie było, że marudzę – frajda była, nawet spora, ale spokojnie nam jej starczy na wiele lat.

Byliście kiedyś na Disney on Ice? Jakie są wasze odczucia?

Categories: Lifestyle

Sara

Na co dzień szczęśliwa żona i mama Mai i Lei, które są uczestniczkami wielu wydarzeń z tej strony. Zawodowo spełnia się jako account manager i copywriter. Na swoim blogu uchyla wam rąbka tajemnicy swojego prywatnego życia oraz dzieli się tym co powinno was zainteresować.

Otrzymuj powiadomienia o komentarzach w tym poście
Powiadom o
guest
2 komentarzy
najnowszy
najstarszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
2
0
Przejdź do komentarzy i proszę zostaw swój.x